Home sweet home...
Tak jeżdzę na budowe i za każdym razem zastanawiam się jak to będzie jak będę jechac do DOMU a nie na budowe...? W moim mieszkanku jest ciepło i przytulnie i wiem gdzie co mam i tak jestem u "SIEBIE" a tam... wszedzie jest syf, walają się jakieś dziwne rzeczy, nic się nie dzieje, pan Tomasz niezmiennie od zeszłego wtorku w tym samym miejscu tj. przy obudowie wanny. Próbuje sobie znaleźć jakieś małe radości i sadze roslinki na ktore za chwile pewnie spadnie śnieg mamy kostke przed domem, ale sąsiad zepsuł droge i jest błoto i nie kwapi się żeby coś z tym zrobić a moje interwencje ma w dupie... I TO MA BYĆ MÓJ DOM?!? Jakoś nie wyobrażam sobie siebie na kanapie przed kominkiem z lampką wina ale mam wizje siebie usiłującą za wszelką cenę zlikwidować wszechobecne pokłady kurzu siebie skrobiącą okna szorującą kafelki itp i tak przez miesiąc biorąc pod uwagę niemożność wzięcia urlopu-co to jest urlop?! I to wszystko za cenę tego że podobno po pracy wyjdę do ogrodu na leżak...taak po pracy o 20tej i nie na leżak tylko rypać przy roślinkach żeby ogród wyglądał jak ogród bo narazie to kupa ziemi otoczona malowniczymi foliami...zresztą i tak po popłaceniu wszystkiego na leżak nie bądzie... Sama się sobie dziwię że dalam się w TO wciągnąć i dołączyłam do wariatów którzy porywają się na inwestycje na którą ich nie stać za cene bycia niewolnikiem banku przez kilkadziesiąt lat... Ja pikole w naszym kraju budowa domu staje sie celem życia a nie stworzeniem sobie warunków bytowych. Poświęcamy swoje rodziny, czas z dziecmi który się nigdy nie powtórzy, awantury z mężem i ciągły stres za co? Za miejsce do ktorego przychodzimy coś zjeść wykąpac się i iść spać bo na radość i milość często już nie ma siły... Bo trzeba tyrać żeby spłacić kredyt jak najszybciej bo nie wiadomo co będzie... No ale cuż już wdepnełam jak wszyscy na tym blogu i nie mogę się wycofać i mam tylko nadzieję że za rok o tej porze zmienie zdanie...na lepsze! I tym optymistycznym akcentem kończę ten jakże pesymistyczny wpis... Dobranoc